06.04.2015 r.
Za oknem „sweater
weather”, w sam raz na „lany poniedziałek”. O ironio… Jakie to typowe, polskie,
mało zaskakujące, deprymujące – paskudna pogoda właśnie wtedy gdy mam wolne. Jako
realistka i ateistka zrozumiałe, iż nie celebruje Wielkiejnocy, siedzenia „za
stołami” i opychaniem się jajem pod wszelką postacią. Czas wolny od pracy i korzystania
z uroków wiosny (bo o te dziś trudno) postanowiłam spędzić nad blogiem w
zaciszu własnego M (oczywiście nie własnego a wynajmowanego, na własne wg moich
obliczeń, będzie mnie stać mniej więcej za jakieś 30 lat).
Od pierwszej przygody z portalami randkowymi minęło już kilkanaście
miesięcy. Pan G00 znikł bez śladu, i mimo iż na swoim „sympatycznym” profilu
zamieściłam adnotację, iż poszukuję pana, który niegdyś krył się pod nick’iem „G00”,
nikt taki się nie odezwał. Na dysku znalazłam jego zdjęcie skopiowane z portalu
i nadal twierdzę, że był/jest przystojny. Radzio okazał się mieć jednokierunkowe
zainteresowania. O ile niewinny flirt jest fajny, o tyle otrzymywanie zdjęć męskiej
anatomii jest już przesadą. Swoją drogą, dlaczego mężczyźni myślą, że męskie
członki podniecają kobietę? Jakby się nad tym dłużej zastanowić to fallus jest
obrzydliwy, wydzielający dziwne płyny i zapachy a cały seks sprowadza się do mechanicznego
aktu tarcia/ślizgu, któremu towarzyszy feeria dźwięków, zapachów i wydzielin. Tym
samym owy Radzio przestał istnieć w gronie moich internetowych znajomych. W
takich przypadkach mogę się tylko cieszyć, że nie poznałam go w realnym życiu.
A więc: nieudanie się na spotkanie z internetową znajomością również może być
owocne.
Czytając moją
rozmowę z Panem G00, możesz zauważyć, że w mojej przeszłości pokusiłam się o
realne spotkanie z dwoma mężczyznami poznanymi za pośrednictwem internetu.
Pierwszy był Łukasz. Pamiętasz portal społecznościowy „NK”? Nawet nie wiem czy nadal funkcjonuje. Tam
zaczęła się nasza znajomość. Miałam wtedy może 22 lata, on był w moim wieku.
Rozmowa od początku się nie kleiła, ale okres po zakończeniu mojego toksycznego
związku tak bardzo postawił mnie na nogi, że pozwolił mi poczuć się
atrakcyjnie, silnie, myślałam, że jeśli zechcę – przeniosę góry. Dlatego bez
zastanowienia umówiłam się z Łukaszem na neutralnym gruncie. Pech chciał, że
było to lato, piękna pogoda, w sam raz na… loty samolotów. Nie ważne tych cywilnych
czy wojskowych – dowiedziałam się o nich wszystkiego. Od zadzierania głowy bolał
mnie kark. Natomiast o Łukaszu nie wiedziałam nic poza tym, że uczył się na
pilota śmigłowca w Dęblinie, był rozpieszczonym jedynakiem, co dawało się
odczuć. Fizycznie nie mój typ, myślałam, że może charakterem nadrobi – w końcu każdemu
należy dać szansę, ale myliłam się. Stawałam na głowie, aby zagaić rozmowę, po
godzinie czułam jakbym przebiegła maraton. Łukasz do dziś gości na mojej facebook’owej
liście znajomych, ale nie utrzymujemy kontaktu. Powiem tyle: wiem gdzie jest i
co się z nim dzieje i więcej informacji na jego temat nie potrzebuję J.
Drugi był „Olek”, w cudzysłowu bo jego
imię brzmiało inaczej. Jedyne określenie, jakie przychodzi mi do głowy gdy go
wspominam to „ciepłe kluchy”. Niby sympatyczny, grzeczny, zadbany, chwilami
nawet zabawny ale… Jak facet nie potrafi się całować to T.R.A.G.E.D.I.A. Fajny
materiał na przyjaciela, co chciałam dać mu do zrozumienia. Niestety, nastąpił
konflikt interesów. „Olek” ma już żonę – tyle wiem i oby mu się szczęściło! To typowy przykład braku chemii. Wirtualnie
wydawało mi się, że jest optymalny, realnie nie było już tak fajnie.
Może moje doświadczenia z mężczyznami z internetu nie są
drastyczne, wstrząsające, dramatyczne ale nie przyniosły nic owocnego. Dziś,
dojrzalsza nie chce marnować czasu na nawiązywanie wirtualnych relacji z mężczyznami,
niestety zaangażowanie w blog każe mi nadal eksplorować świat interaktywnych randek,
w czym być może odkryje nowe hobby J.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz